O mnie

Shayneen

 

Cześć! Witam Cię na moim blogu! ;)

Jeśli przyszło Ci do głowy, by kliknąć w zakładkę “O mnie”, znaczy to, że chcesz się czegoś o mnie dowiedzieć. Zatem…

Nazywam się Małgorzata Nowak, ale i tak wszyscy zwracają się do mnie Shayneen, więc i Ty możesz tak mnie nazywać. Aczkolwiek Małgorzata, Gosia, Gośka, a nawet Małgocha też będzie OK ;)
Żyję na tym świecie już szmat czasu, przekroczyłam magiczną pięćdziesiątkę, więc bagaż doświadczeń jakiś mam – czasami przygniata mnie do ziemi, ale ze mnie taki typ niepokorny, że dźwigam się z kolan do pionu, dokładam do tego “bagażu” i brnę do przodu. Wyniosłam z domu zasadę, że grunt to się nie poddawać i czerpać z życia garściami.

OK, dalej… Matka dwóch dorosłych córek, z których jestem dumna na maksa. Udało mi się wpoić im mnóstwo zasad, które -mam nadzieję- przekażą dalej moim wnukom (babcią jeszcze nie jestem). Przede wszystkim cieszę się, że nauczyłam je samodzielności, sprawiedliwości, empatii, miłości do zwierząt i natury. I tego, by umiały zawalczyć o siebie…

Kobieta :D Chociaż ostatnio usłyszałam, że posiadam sporo cech męskich  – mam nadzieję, że tych pozytywnych :D
Animals – anarchista, walczący o każdego zwierzaka. Dlaczego anarchista? Dlatego, że nie wpisuję się w ramki żadnej organizacji (za mną krótki epizod w TOZ Gniezno), więc walczę w pojedynkę, ale jeśli trzeba, stanę ramię w ramię z każdym w słusznej sprawie.
Wegetarianka… Nie, nie od urodzenia. Też kiedyś jadłam mięso. Dzisiaj wiem, że trwało to stanowczo za długo, ale też mam świadomość, że przejście na wege było jedną z najsłuszniejszych decyzji w moim życiu.
Wojownik… Odkąd pamiętam – walczę.  Walczę z niesprawiedliwością, krzywdą, głupotą… Naturę wojownika odziedziczyłam po Babci – resztę nabyłam w starciu z brutalną rzeczywistością.
Wolny człowiek. Chociaż z biegiem lat dostrzegam coraz więcej zależności, najczęściej takich, z którymi się nie zgadzam, niestety.
Buntownik… Długo się zastanawiałam, czy ta moja buntownicza natura to rzecz nabyta, ale w końcu spojrzałam prawdzie w oczy – ja się z tym chyba urodziłam, a raczej mam to zapisane w DNA ;) Nawet szczegółowa analiza archetypu marki, przez którą przeszłam (a przeszłam cztery razy!), ciągle i bez najmniejszych wątpliwości wyrokowała: “Buntowniczka”! Początkowo mnie to trochę zaniepokoiło, ale kiedy dowiedziałam się, że wrzucono mnie do wora, w którym jest już Harley – Davidson, Apple, Converse, Diesel, Levis, a z ludzi Gandhi, James Dean, Jon Bon Jovi, Giuseppe Garibaldi… a nawet Robin Hood… stwierdziłam, że w takim towarzystwie mogę tkwić w tym worze do końca świata. No, może z Lady Gagą nie bardzo mi po drodze, ale będziemy się omijać z daleka ;)
Poznanianka... W roku 2015 wyemigrowałam na wieś – zawsze marzyłam o życiu na wsi i emigrację przez długie lata planowałam. Zrobiłam nawet technika turystyki wiejskiej! Niestety, po kilku miesiącach “sielskość” zamieniła się w walkę i stałam się liderką lokalnego protestu przeciwko budowie gigantycznej fermy wielkoprzemysłowej. Mimo wszystko poznańskość we mnie została – to jak trwały tatuaż na “części ciała” zwanej osobowość :)… ze wszystkimi tego konsekwencjami :) I nie przeszkadza mi nawet twierdzenie Ojca Moich Dzieci, że -jak na poznaniankę przystało- potrafię z dwudziestogroszówki wyciągnąć szynę tramwajową :D
Quiltmaker – rękodzielnik… Zawsze podkreślam, że patchwork i quilting to jedyny pewniak w moim życiu i będziemy sobie wierni po kres moich dni. Czasami, jak w każdym związku, zdarzają nam się “ciche dni” (a nawet całe miesiące), ale zawsze wracamy do siebie z radością :)

A zawodowo? Rany boskie! Sporo tego było… Jestem z wykształcenia ekonomistą, aczkolwiek w podstawówce marzyłam o technikum leśnym. Zaczynałam w biurze projektowym, by potem przejść do banku, księgowości itd. itd. Większość życia “w papierach”. Po drodze zrobiłam wizaż i stylizację ubiorów i przez jakiś czas prowadziłam własną firmę makijażu profesjonalnego. Cóż, ciągłe wyjazdy na pokazy, często daleko od domu, sprawiły, że stanęłam przed trudnym wyborem: dom i małe dzieci albo życie w podróży. Wybrałam to pierwsze.

Od wielu lat pasjonuję się patchworkiem, więc kiedy przyszedł przesyt pracą papierkową, aczkolwiek określenie “kryzys zawodowy” byłoby bardziej na miejscu, postawiłam wszystko na jedną kartę. Z dnia na dzień rzuciłam dobrze płatną i bezpieczną pracę w księgowości, otworzyłam jednoosobową działalność i zaczęłam szyć. Szło fantastycznie. Czułam, że żyję, rozwijam się… Do czasu, aż pokonały mnie: tzw. “duży ZUS” i konkurencja ze strony “rękodzielników” masowo zaniżających ceny, sprzedających bez działalności gospodarczej, czyli nazywając sprawę po imieniu – “szara strefa”. Nie, nie zamknęłam firmy. Co jakiś czas zawieszam ją, odwieszam, a kiedy trwam “w zawieszeniu”, podejmuję pracę etatową – teraz jednak jestem już na takim etapie życia, że “etaty” wybieram świadomie ;) No i cały czas liczę na to, że w naszym chorym kraju ktoś w końcu walnie ręką w sejmową ambonę i pomyśli o drobnych przedsiębiorcach, którzy niekoniecznie mają ambicje budować fabryki i kolosalne korporacje, i przestanie niszczyć tę drobną przedsiębiorczość durnymi przepisami typu: gigantyczny ZUS, pogmatwany system podatkowy, zależność danin (a raczej haraczy) od tego, jak długo istnieje twoja firma lub ile czasu minęło od zamknięcia poprzedniej, byś mógł załapać się na jakiekolwiek ulgi…

Blog… Zaczęłam blogować na darmowej platformie wiele lat temu i było to związane z moją działalnością rękodzielniczą. Blog był popularny, ale platforma zaczęła robić mi psikusy techniczne. Postanowiłam przenieść się na własną domenę i własny hosting, jednak w związku z tym, że nastąpiło też mnóstwo przetasowań osobistych w moim życiu, blogowanie musiało poczekać. Patrząc z perspektywy czasu, było to dobre, ponieważ koncepcja obecnego bloga uległa wyklarowaniu ;) Otóż przez ten czas blogowej ciszy zdałam sobie sprawę z tego, że znajomi, a często też osoby obce, zaczynają pytać mnie o rzeczy, które dla mnie są czymś naturalnym i znanym, a dla nich czymś zupełnie nowym, obcym. Bywało, że wiedziałam coś, czego inni nie wiedzieli, potrafiłam spojrzeć na różne sprawy z zupełnie innej, często szokującej perspektywy, i nigdy nie bałam się mówić otwarcie, co myślę. Poza tym doszłam do wniosku, że z biegiem lat cały czas zdarza mi się robić rzeczy -jak to ktoś ujął- “niepospolite” (nie zawsze w pozytywnym dla statystycznego Kowalskiego znaczeniu) :) Wyprowadziłam się z Poznania na wieś i wiecie co? Okazało się, że tubylcy z mojej wsi z zaskoczeniem patrzyli na mnie, gdy zaczęłam zbierać i stosować zioła, zjadać rośliny, uważane przez nich za chwasty. Życie na wsi zaczęło mnie “rozwijać” w całkowicie zaskakujących kierunkach! Pomyślałam: dlaczego nie zebrać tego do kupy i o tym nie pisać?!

A czym jeszcze chcę się dzielić? Prostotą życia we wszystkich jej przejawach. Slow life? Może nie do końca slow, ale…
Chcę dać Ci przepisy na pyszne jedzenie – wegetariańskie i wegańskie (mięsnych nie będzie), na to, jak zrobić “coś z niczego”, podzielić się z Tobą tym, co mnie cieszy lub zwyczajnie wkurza, czego nauczyło mnie życie i drugi człowiek.

Chcę, by ten blog stał się miejscem inspiracji, przemyśleń, relaksu, informacji dla wszystkich kobiet, które -podobnie, jak ja- nie bardzo pasują w ramki współczesnego “musisz” i “nie wypada”. Miejscem, w którym spotkają się drogi wszystkich kobiet, zasłuchanych we własne wnętrze, odkrywających, że kobieca intuicja i własna, wewnętrzna siła są drogowskazem, prowadzącym do pełnego, wartościowego życia. Miejscem, w którym kobiety – wilczyce alfa – znajdą prostą, ale wartościową wiedzę, spokój, pomoc, radość i dobrą zabawę. Miejscem, w którym młoda wilczyca jest równa starej wilczycy, gdyż jedna od drugiej się uczy. Tutaj nikt nikomu nie będzie liczył lat, zmarszczek i kilogramów.

Biegnę z wilkami. Czekam na Ciebie. Dołącz! ;)

Shayneen

 

P.S. Jak nie będzie nowych wpisów przez pół roku – nie wkurzaj się na mnie, proszę! Zapewne gdzieś w tym czasie “biegnę”, ale obiecuję, że wrócę ;)

 

 

Close